Pewni uczestnicy warsztatów WIWN® podzielili się swoją historią. Oto ona:

Kupiliśmy w Warszawie mieszkanie z przetargu organizowanego przez spółdzielnię w listopadzie 2017 r. Akt notarialny podpisaliśmy pod koniec stycznia 2018 r. (zakup na kredyt). 19 lutego 2018 r. rozpoczęliśmy remont, który zakończył się 24 kwietnia. Po świętach ekipa wykonała jeszcze poprawki i zaczęliśmy sprzątanie i przygotowania do wystawienia mieszkania na sprzedaż (co nastąpiło 20 kwietnia). Już 25 kwietnia – podpisana umowa sprzedaży!

Mieszkanie ma 37,9 m2, zakupione zostało za 214 600 zł, a sprzedane za 304 000 zł, przy czym remont wyniósł 1 170/m2 (ok. 44 tys. zł za całość). Z racji zakupu z przetargu spółdzielni nie musimy odprowadzać podatku PCC. Tabelka w Excelu pokazuje na tę chwilę 33 tys. zł zysku (ale jeszcze należy odjąć czynsz i ratę kredytu).
Zainteresowanie mieszkaniem było spore – 12 odwiedzających w weekend. Jedna osoba zarezerwowała, ale właściwie rezerwacji było kilka… Cena stanęła na 304 tys. zł i wszyscy kolejni oglądający mieszkanie ją akceptowali (w końcu na tę kwotę była już rezerwacja). W poniedziałek otrzymaliśmy telefon spoza Warszawy – rodzice chcieli kupić mieszkanie swoim dzieciom (studentom), ale obejrzeć mogli dopiero w majówkę. Pani, która zarezerwowała mieszkanie zadzwoniła, żeby poinformować, że ma zdolność kredytową, ale musi jeszcze na coś poczekać. My nie chcieliśmy (i nie musieliśmy) czekać.

Następnego dnia o 22 telefon-petarda – pani z Olsztyna poinformowała nas, że jej syn mieszka w „melinie”, że długo szukają czegoś w dobrej cenie, że ona się strasznie martwi o syna i bardzo jej zależy, by kupić nasze mieszkanie. Ustaliliśmy, że syn przyjedzie rano następnego dnia (czyli 25.04) i jeżeli spodoba mu się mieszkanie, to ona przyjedzie. I tak się stało. Mieszkanie faktycznie się spodobało. Mieli jakieś chwilowe zamieszanie z kredytem, ale wszystko się wyjaśniło, przyjechali wieczorem, podpisaliśmy umowę i wszyscy zadowoleni. Oczywiście nie było mowy o targowaniu (bo w zapasie mieliśmy jeszcze dwójkę chętnych), więc cena 304 tys. zł została zaakceptowana.

W dniu sprzedaży braliśmy też udział w kolejnym przetargu. Ale nic nie wylicytowaliśmy (nie zdążyliśmy podnieść ręki, a wyższa kwota już się nie opłacała). Jeśli chodzi o inne lokale, zdziwiło nas, że ktoś chciał wziąć 38-metrowe mieszkanie bez uregulowanych gruntów za 235 tys. zł…

Emocji było co niemiara – dzień pełen wrażeń!