28-letni Łukasz Masalon trzy lata temu postanowił, że będzie zarabiał na flipach. Nikt i nic nie było w stanie go powstrzymać przed wcieleniem planu w życie. Dziś jest już doświadczonym inwestorem. Wciąż mieszka w swoim ukochanym Trójmieście, gdzie na razie czuje się jak ryba w wodzie.
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Jesteś młodym człowiekiem, który już odniósł sukces w branży nieruchomości. Jak udało Ci się to osiągnąć w tak krótkim czasie?
Łukasz Masalon: W trakcie studiów natrafiłem na MLM (red.: z ang. multi-level marketing, czyli marketing sieciowy) i dzięki temu jak zaczarowany zacząłem czytać książki, mówiące o rozwoju osobistym i finansowym. Przede wszystkim fascynowały mnie publikacje Roberta Kiyosakiego i Sławka Muturi. Czytając ich książki, stworzyłem sobie wizję, że fajnie byłoby mieć dziesięć kawalerek pod wynajem. Nie wiedziałem, w jaki sposób zrealizować tę wizję. Postanowiłem, że na początek zatrudnię się jako agent, aby nauczyć się czegokolwiek o nieruchomościach. Po pewnym czasie, a było to cztery lata temu, wydarzyło się coś, co było dla mnie momentem przełomowym. Jechałem do klienta, od którego miałem pozyskać lokal na sprzedaż. Drzwi otworzył mi chłopak w moim wieku, który kupił mieszkanie za 160 tysięcy złotych, następnie je wyremontował i sprzedał za 280 tysięcy. Na tej transakcji zarobił minimum 60 tys. zł. Jak na sopockie warunki była to wówczas bardzo dobra cena. Ta sytuacja mnie zadziwiła, ale i dała do myślenia. Pomyślałem sobie, że ja jako agent muszę wypracować ciężką pracą niezbyt satysfakcjonującą prowizję, a ten młody człowiek zarobił w trzy miesiące na tej transakcji ogromną sumę, pracując mniej niż dwie godziny dziennie. Wtedy zdecydowałem, że też chciałbym się nauczyć zarabiać pieniądze w podobny sposób.
Miałeś plan, a jak było z jego realizacją. Wiedziałeś, jak osiągnąć ten cel?
Absolutnie nie, ponieważ świat agentów, w którym wtedy byłem, i świat inwestorów to dwie zupełnie różne orbity. Szukałem swojego miejsca na świecie. Przez chwilę mieszkałem we Francji. Pewnego dnia mój znajomy polajkował na Facebooku post Wojtka Orzechowskiego. Przeczytałem go i już dokładnie wiedziałem, że to jest właśnie to, czego szukam. Potrzebowałem kogoś, kto poprowadziłby mnie za rękę, ponieważ sam nie miałem wiedzy inwestorskiej. Warsztaty z Wojtkiem odbywałem on-line, mieszkając jeszcze we Francji. Chciałem robić flipy zdalnie, z zagranicy, ale zdałem sobie sprawę, że to będzie zbyt trudne. Postanowiłem wrócić do Polski.
Już wtedy byłeś gotowy do tego, by zacząć inwestować?
Nie do końca. Do tego potrzebna mi była zdolność kredytowa. Aby ją osiągnąć, po powrocie do Polski zatrudniłem się na etacie w banku. Udzielałem kredytów przez telefon. Zarabiałem całkiem przyzwoitą pensję jak na etat. Po czterech miesiącach byłem już w stanie zaciągnąć kredyt. I wtedy Wojtek podpowiedział mi pewne rozwiązanie, dzięki któremu zyskałem sporą gotówkę. Po konsultacjach z rodziną postanowiłem kupić w Gdańsku dwupokojowe mieszkanie mojej babci, o powierzchni 45 metrów kwadratowych, zlokalizowane nad morzem. Ja wziąłem na mieszkanie kredyt, a babcia przekazała mi je w drodze darowizny. Rata wynosiła około tysiąca złotych, więc byłem w stanie spokojnie spłacać zobowiązania. Mieszkanie pozostało we własności rodziny, a ja zyskałem kapitał na pierwszego flipa.
Z pewnością już na tym etapie pomogła Ci wiedza zdobyta podczas pracy w agencji nieruchomości.
Do agencji trafiłem, by poznać podstawy. Praca agenta umożliwia zdobycie doświadczenia, poznanie rynku, ale także styczność z wieloma osobami. W tym czasie poznałem inwestorów, którzy mnie zainspirowali, zdobyłem elementarną wiedzę, przeżyłem na własnej skórze cały proces kupna – sprzedaży nieruchomości. To doświadczenie okazało się bardzo pomocne później, gdy zająłem się inwestowaniem. Dzięki temu łatwiej jest mi teraz zbudować relacje z agentami, wiem, jak z nimi rozmawiać, znam ich oczekiwania i potrzeby.
Przełomowym momentem był dla Ciebie udział w warsztatach WIWN®. Co one zmieniły w Twoim życiu?
Kiedy zacząłem warsztaty u Wojtka Orzechowskiego, poczułem, że to jest to, czego szukałem. Potrzebowałem mentora. Pragnąłem tej wiedzy, chłonąłem ją jak gąbka. Poznawałem kolejne etapy wtajemniczenia, jak poprzez inwestowanie we flipy zarabiać pieniądze. Uczestnicy kursu spotykali się z Wojtkiem on-line, rozmawiali na skypie, przez telefon. W pewnym momencie powiedziałem do Wojtka, że musimy zacząć nagrywać te wirtualne spotkania, bo wiedza, którą mi przekazuje, jest tak cenna, że muszę każde nasze spotkanie obejrzeć kilka razy, a i inni też mogliby z tego skorzystać. I tak zaczęliśmy nagrywać sesje. Powstało ich kilkadziesiąt, są dostępne dla uczestników WIWN.
Czy podczas warsztatów pojawiły się jakieś wątpliwości dotyczące sensu tych szkoleń?
Byłem na tyle zmotywowany, że byłem w stanie wydać na te kursy niemalże każde pieniądze i poświęcić mnóstwo czasu. Bardzo cenne były szkolenia w Łodzi, podczas których uczyliśmy się, jak zdobytą wiedzę zastosować w praktyce. Wojtek od samego początku wzbudzał moje zaufanie. Jest prawdziwym fachowcem.
Kiedy kupiłeś pierwsze mieszkanie?
To było trzy lata temu. Miesiąc po ukończeniu kursu przygotowywałem się do pierwszej transakcji. Miałem pieniądze uzyskane dzięki kupnie mieszkania od babci. Znałem Trójmiasto, zrobiłem badanie rynku, wiedziałem, w jakich dzielnicach chcę inwestować. Byłem już umówiony z klientem na podpisanie umowy przedwstępnej i wtedy zadzwonił Wojtek z informacją, że w Gdańsku pojawiła się „perełka”. Usłyszałem: „Jest licytacja w spółdzielni, jedź i kupuj”. Pojechałem i kupiłem 60 – metrowe mieszkanie za cenę wywoławczą, za bardzo dobre pieniądze, płacąc 3600 zł za metr kwadratowy.
Czy sam zwróciłbyś uwagę na to mieszkanie?
Na pewno nie. Byłem skoncentrowany na tym, by kupić inne mieszkanie, natomiast gdy pojawiła się okazja, to z niej skorzystałem. Mieszkanie było istną ruiną, wymagającą całkowitego remontu. Znajdowało się w budynku z lat 70., na czwartym piętrze, w dzielnicy Chełm, która wtedy nie leżała w obszarze moich zainteresowań. Mocno mnie zastanawiał widok z okien sypialni, ponieważ widać było blok sąsiadujący prostopadle z budynkiem, w którym znajdowało się moje nowe mieszkanie. Jednak Wojtek zmienił mój sposób myślenia. Gdyby nie warsztaty, nie miałbym odwagi zainwestować.
Jak przebiegał remont?
Pierwszy remont to była niekończąca się opowieść. To był projekt rodzinny, w który zaangażowali się również mama, tata, brat i sąsiad. Popełniłem ogromny błąd, nie zatrudniając ekipy remontowej, ale to uświadomiłem sobie zbyt późno. Remont trwał siedem miesięcy, co odbiło się na jego jakości. Dostałem nauczkę, wiedziałem, że nigdy samodzielnie nie będę podejmował się takich prac. Choć udało się zaoszczędzić, ale w tym czasie mógłbym zrobić dwa, a nawet trzy flipy.
Projekt również robiłeś samodzielnie, czy we współpracy z architektem, projektantem wnętrz?
Pierwszy projekt jest dziełem Pawła Marcinkiewicza. Z Pawłem współpracowaliśmy on-line, natomiast konkretne prace spadły głównie na barki taty i sąsiada. Ja w dzień pracowałem w banku, a następnie biegłem do mieszkania. Jednak mimo kilku defektów wizualnych, wynikających z braku naszych umiejętności, byliśmy dumni, że daliśmy radę. Samodzielny remont to jednak słaba opcja.
Po jakim czasie od zakończenia remontu udało Ci się sprzedać mieszkanie i jaki zysk wygenerowało?
Na kilku portalach umieściłem ogłoszenia, że mieszkanie jest wystawione na sprzedaż. Przez mieszkanie przewinęło się około 20 klientów, aż po dwóch tygodniach od opublikowania ogłoszeń sprzedałem mieszkanie. Jednak transakcja przebiegała dłużej, ponieważ małżeństwo, które zdecydowało się kupić lokal, trzy miesiące czekało na kredyt. Na pierwszym flipie zarobiłem około 50 tysięcy złotych.
Ile transakcji udało Ci się sfinalizować od tamtego czasu?
Jestem po piątym flipie, czekają mnie teraz dwa remonty. Być może w tym tygodniu zakupię ósmą nieruchomość. Kupuję mieszkania o powierzchni do 60 metrów kwadratowych. Są to lokale dwu- lub trzypokojowe. Teraz jest mi o wiele łatwiej niż na początku – zdobyłem doświadczenie i nawiązałem relacje z agentami. Współpracuję z projektantką wnętrz, Beatą, która ma bardzo dobry zmysł, a jej pomysły zawsze mnie zaskakują.
Co doradziłbyś tym, którzy chcieliby zacząć inwestować w nieruchomości, a następnie je sprzedawać?
Przede wszystkim nie można bać się pierwszego kroku. Zdobądź wiedzę i zacznij działać. Wówczas wyrobisz w sobie umiejętności. A cel, który sobie postawisz, będzie twoją motywacją do działania. Tylko nieliczni są w stanie pracować bez mentora – pomoc Wojtka będzie tu nieoceniona dla większości nowych osób.
Od czego zacząć?
Trzeba szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie – czy nieruchomości to temat dla mnie? Pierwszym krokiem może być udział w dużej konferencji inwestorskiej, gdzie będzie można w kuluarach porozmawiać z praktykami. Polecam wszystkim, aby wcześniej przygotowali sobie zestaw nurtujących pytań. Dobrym początkiem będzie Maraton WIWN®, który odbywa się dwa razy do roku. To jedna z największych, jeśli nie największa konferencja w Polsce zrzeszająca inwestorów i miłośników nieruchomości.
Co jest ważne w Twojej działalności – wiedza, intuicja, odwaga?
Jest wiele czynników, natomiast Excel jest najważniejszy. Transakcja musi się „spinać”. Jeśli inwestor zna rynek, to zarabia już w momencie kupna – kluczowa jest znajomość rynku.
Jesteś zadowolony ze swojego życia?
Głównym celem była dla mnie rezygnacja z etatu i „bycie na swoim”. Cieszę się niezmiernie, że po kilku latach pracy na etacie teraz nie muszę kończyć dnia, nastawiając budzik wieczorem i budzić się rano o godz. 6. Sam planuję sobie harmonogram dnia – i to jest super. Natomiast jestem wciąż głodny, bo celem, po który przyszedłem na WIWN, jest osiągnięcie wolności finansowej. Do tego wraz z uczestnikami intensywnie dążymy.
Na ile w tym wszystkim istotne są pieniądze, a na ile zastrzyk adrenaliny?
Na początku zyski generowane z flipów wydawały mi się jedyną wartością. Natomiast z biegiem czasu dostrzegłem zdecydowanie inne, ważniejsze aspekty. Mam na myśli społeczność tych wszystkich wspaniałych ludzi, z którymi mam przyjemność przebywać i czerpać garściami z ich doświadczenia. Do wymiany doświadczeń dochodzi tak jakby zdrowa rywalizacja, kiedy obserwujemy, jak idzie innym. Inwestowanie jest jak maraton – każdy ma swoje tempo i jeśli się nie poddamy, to przekroczymy naszą metę. Właśnie to najbardziej podoba mi się w tej grze, że każdy jest inny i każdy ma swoje tempo.
Co robisz, gdy nie inwestujesz?
Chodzę na siłownię, spotykam się ze znajomymi, czytam książki, biegam wzdłuż brzegu morza. Wtedy najlepiej odpoczywam.
Rozmowa pochodzi z pierwszego numeru magazynu inwestora – Strefa Nieruchomości, którą możesz nabyć na www.skleprentiera.pl oraz w salonach Empik w całej Polsce.
Brak komentarzy